wtorek, 8 maja 2012

Jak to jest...

Jak to jest, że wszystkie ulepszenia, wymyślone przez cywilizację pomocne usprawnienia, powodują głównie to, że ludzie odsuwają się od siebie. Pozornie zacieśniamy więzy poprzez fora, portale, telefony, wszech-dostępną możliwość komunikacji, ale struktura takich znajomości przypomina wydmuszkę. Z zewnątrz wydaje się pełna, w środku jest pusta, a jedyna prawdziwa "warstwa", to cienka, krucha, łatwa do zniszczenia powierzchnia złożona z małej ilości prawdy, rozcieńczonej iluzją. Jak naleśnik, który robimy z ciasta coraz bardziej rozcieńczanego wodą, żeby starczyło dla większej ilości chętnych. Swoją przejrzystością przypomina bardziej pergamin i - niestety - smakiem również.
Uskarżamy się na swoje osamotnienie, nosimy je ze sobą do lekarzy, psychologów, zagłuszamy na różne sposoby - a przecież cały wysiłek cywilizacyjny - właściwie jego skutki uboczne - prowadzą do jeszcze większej separacji ludzi od siebie.  Wysyłamy sobie puste zdania, deklaracje, które nic nie kosztują, dzielimy się obrazkami, obdarowujemy słowem, komentujemy, opisujemy... przypomina to usilne zagłuszanie potrzeby "prawdziwego" kontaktu z drugim człowiekiem. Leczymy swoje depresje tabletkami, chodzimy na sesje z terapeutami, zamiast spotkać się z przyjaciółmi. Twierdzimy, że brakuje nam czasu, przesiadując godzinami na portalach społecznościowych. Przedkładamy świat wirtualny nad żywą materię. Przesyłamy sobie uściski, których nikt nigdy nie poczuje, siedząc samotnie w swoich pokojach, udajemy, że wspólnie pijemy kawę.
    Nie spotykamy się już ze znajomymi, usprawiedliwiając to nadmiarem obowiązków, których sami sobie dodajemy. A przecież dawniej wszyscy mieli ich podobną ilość. Wcześniejsze pokolenia również chodziły do pracy, wychowywały dzieci, miały obowiązki. Wówczas nawet nie śniły im się usprawnienia, które mamy obecnie, oczekujące tylko na nasze skinienie. Liczba posiadaczy samochodów była mniejsza, komunikowanie się wtedy - patrząc z obecnego punktu widzenia - to coś niewiarygodnie trudnego. Telefon był jeden, najczęściej u sąsiada, na poczcie, ewentualnie w okolicach bloku, w którym się mieszkało. Rozmowa "błyskawiczna" z kimś w innym mieście, to całodobowe oczekiwanie na połączenie. Listy na papierze, wymagały wysiłku napisania ich. Kartki z życzeniami oczekiwały na treść - gdy tymczasem dziś, wystarczy się podpisać pod słowami ułożonymi przez zupełnie obcą osobę - co oczywiście ma wyrażać nasze prywatne, osobiste odczucia i życzenia posyłane bliskim.
Jednak, mimo tylu braków możliwości, przerażającego obecnie mnóstwa ograniczeń, ludzie potrafili poświęcić sobie nawzajem czas, nie cenili go ponad spotkanie z drugim człowiekiem. Umieli spędzać razem - w czasach lepszych, czy gorszych - wieczory, poranki przy kawie, czy soboty.   Razem - bawili się, śmiali, smucili, wspierali, czy też, po prostu - byli.

Czy nie warto byłoby zacząć?
Mimo obaw odrzucenia, czy oporów, że się wygłupimy, mimo wygodnego mówienia sobie, że nam się "nie chce", co tak naprawdę cicho nas uwiera w bok i zamyka samych w sobie.
Może da się jeszcze powrócić, do spędzania czasu z przyjaciółmi, znajomymi, bliskimi nam ludźmi - tak po prostu, zwyczajnie.

1 komentarz:

  1. Trafnie to ujęłaś. Ja też tęsknię do takich zwykłych kontaktów, odwiedzin bez uprzedzenia, listów na papierze...
    pozdrawiam, czytam z zainteresowaniem
    Ania

    OdpowiedzUsuń